arch2014

Podsumowanie konkursu „Legendy ziemi krasnostawskiej”

Dnia 13 czerwca 2014 r. Biblioteka Powiatowa w Krasnymstawie po raz jedenasty podsumowała powiatowy konkurs literacko – plastycznego „Legendy Ziemi Krasnostawskiej”. Komisja konkursowa : Joanna Kawęcka –  nauczyciel plastyki MDK Krasnystaw, Eliza Nesteruk – emerytowany nauczyciel języka polskiego, Dorota Korkosz – starszy kustosz PBP w Krasnymstawie oceniła 154 prac uczniów klas IV nadesłanych z 16 szkół podstawowych powiatu krasnostawskiego  (zgłoszono 113 prac plastycznych i 41 prac literackich).

Zgodnie z regulaminem prace oceniono w dwóch kategoriach :  plastycznej i literackiej.  W kategorii literackiej –  uczestnicy konkursu mieli za zadanie napisanie własnej legendy. Jury przyznało pięć  nagród, które otrzymali :

I miejsce : Michał Manachiewicz za pracę : „Legenda o Szczekarzewie, zaklętym jeziorze, czerwonych makach i dzielnym Zawiszy”. Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie, opiekun : Agnieszka Rybczyńska –Manachiewicz,

II miejsce : Weronika Kaczor za pracę : „Legenda o skarbie Kościuszki”. Szkoła Podstawowa w Surhowie, opiekun : Justyna Rękas,

III miejsce : Paulina Banasiak za pracę : „Legenda o Borowie”. Szkoła Podstawowa w Gorzkowie, opiekun : Ewa Niedźwiedź,

IV miejsce : Mateusz Kowalski za pracę : „Tajemnica Krasnegostawu”. Szkoła Podstawowa nr 1 w Krasnymstawie,  opiekun : Barbara Grzegorzewska,

V miejsce : Ilona Surowiecka za pracę : „Legenda Chłaniowie”. Szkoła Podstawowa w Chałaniowie, opiekun : Marta Magier.

Przyznano  sześć wyróżnień, które otrzymali :

  1. Igor Wrzeszcz  za pracę :  „Nawiedzone wzgórze”. Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie, opiekun : Dorota Szpakowska-Matczuk,
  2. Marta Marczewska za pracę: „Legenda o kościele św. Franciszka Ksawerego w Krasnymstawie”, Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie, opiekun : Dorota Szpakowska-Matczuk,
  3. Michał Łukaszuk za pracę: „Legenda o Wiśniowie”. Szkoła Podstawowa w Gorzkowie,  opiekun : Ewa Niedźwiedź,
  4. Agnieszka Mirosław za pracę: „Legenda o powstaniu Żółkiewki”.  Szkoła Podstawowa w Żółkiewce , opiekun : Dorota Podgórska-Drozd,
  5. Oliwia Korchut za pracę : „Legenda o siostrach bliźniaczkach, które odkryły piękną Siennicę”.  Zespół Nr 1 Gimnazjum i Szkoły Podstawowej w Siennicy Nadolnej, opiekun : Beata Frącek,
  6. Maja Kowalczyk za pracę : „Legenda o białym jednorożcu”. Szkoła Podstawowa w Siennicy Różanej , opiekun : Agnieszka Mróz.

Do publikacji zakwalifikowano sześć legend :

¨      Laura Olech : „Legenda o Błażeju Praczu”. Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,

¨      Rafał Lis : „Gorzka legenda, czyli skąd wzięła się nazwa naszej wioski”, Szkoła Podstawowa w Gorzkowie,

¨      Oliwia Stręfner : „Niewiarygodna historia”, Szkoła Podstawowa nr 1 w Krasnymstawie,

¨      Mateusz Wentczuk : „Ulica Stokowa”, Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie,

¨      Zosia Janowska : „Legenda o Krasnymstawie”, Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,

¨      Oliwia Panas : „Legenda Krupego”, Szkoła Podstawowa w Krupem.

W kategorii plastycznej zadanie konkursowe polegało na zilustrowaniu dowolną techniką plastyczną wybranej legendy dotyczącej powiatu krasnostawskiego .

Dwie pierwsze nagrody otrzymały :

Laura Olech za pracę Zatopione miasto”, Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie, opiekun : Agnieszka Rybczyńska-Manachiewicz,

Oliwia Stręfner za pracę Legenda o Krasnymstawie”, Zespół Szkół nr 1 w Krasnymstawie, opiekun : Dorota Korkosz-Ćwir

Dwie drugie nagrody otrzymali :

Maciej Szadura za pracę O zatopionym kościele”, Szkoła Podstawowa w Łopienniku Dolnym, opiekun : Małgorzata Staszak,

Zuzanna Wójcik za pracę Złodziej królewskiej korony”, Szkoła Podstawowa w Fajsławicach, opiekun : Jolanta Szymańska-Wacławik,

Dwie trzecie nagrody otrzymali :

Damian Mróz za pracę O zatopionym kościele”, Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie, opiekun : Agnieszka Rybczyńska-Manachiewicz,

Igor Wrzeszcz za pracę O zatopionym kościele”, Zespół Szkół nr 5 w Krasnymstawie, opiekun : Teresa Miszczak.

Przyznano 11 wyróżnień, które  otrzymali :

  1. Dawid Bartosiak pracę pt. Zatopione miasto, Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,  opiekun : Agnieszka Rybczyńska-Manachiewicz,
  2. Oliwia Fyk za pracę pt. Legenda o Krasnymstawie, Zespół Szkół nr 1 w Krasnymstawie, opiekun : Dorota Korkosz-Ćwir,
  3. Jakub Gołębiowski za pracę pt. O zatopionym kościele, Zespół Szkół nr w Krasnymstawie,  opiekun : Teresa Miszczak,
  4. Patrycja Kozina za pracę pt. Biała pani na ruinach zamku w Krupem, Szkoła Podstawowa w Łopienniku Dolnym,  opiekun : Małgorzata Staszak,
  5. Iga Malarz za pracę pt. O zatopionym kościele, Zespół Szkół nr 5 w Krasnymstawie,  opiekun : Teresa Miszczak,
  6. Marta Marczewska za pracę pt. Legenda o Krasnymstawie, Zespół Szkół nr 5 w Krasnymstawie,  opiekun : Teresa Miszczak,
  7. Agnieszka Mirosław za pracę pt. Kwiaciarka z krasnostawskiego rynku, Szkoła Podstawowa w Żółkiewce,  opiekun : Joanna Grabek,
  8. Patryk Podgórski za pracę pt. O zatopionym kościele, Zespół nr 3 w Krasnymstawie,  opiekun : Agnieszka Jasińska,
  9. Kacper Szyszka za pracę pt. Biała pani na ruinach zamku w Krupem, Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie, opiekun : Agnieszka Rybczyńska-Manachiewicz,

10.  Małgorzata Terlecka za pracę pt. Legenda o Krasnymstawie”, Zespół Szkół nr 1 w Krasnymstawie, opiekun Dorota Korkosz-Ćwir,

11.  Mateusz Wentczuk za pracę pt. Legenda o Krasnymstawie, Zespół Szkół nr 5 w Krasnymstawie,  opiekun : Teresa Miszczak.

Na wystawę zakwalifikowano 27 prac plastycznych.

Nagrodzone i wyróżnione dzieci otrzymały dyplomy oraz nagrody książkowe ufundowane przez powiat krasnostawski. Nagrody wręczał starosta krasnostawski Janusz Szpak.

Zapraszamy do przeczytania nagrodzonych i wyróżnionych legend.

Nagrody

1. Michał Manachiewicz : Legenda o Szczekarzewie, zaklętym jeziorze, czerwonych makach i dzielnym Zawiszy. Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,

2. Weronika Kaczor : Legenda o skarbie Kościuszki. Szkoła Podstawowa w Surhowie,

3. Paulina Banasiak  : Legenda o Borowie. Szkoła Podstawowa w Gorzkowie,

4. Mateusz Kowalski : Tajemnica Krasnegostawu. Szkoła Podstawowa nr 1 w Krasnymstawie,

5. Ilona Surowiecka : Legenda o Chłaniowie. Szkoła Podstawowa w Chłaniowie.

Wyróżnienia

1. Igor Wrzeszcz : Nawiedzone Wzgórze. Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie,

2. Marta Marczewska : Legenda o kościele św. Franciszka Ksawerego w Krasnymstawie. Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie,

3. Michał Łukaszuk : Legenda o Wiśniowie. Szkoła Podstawowa w Gorzkowie,

4. Agnieszka Mirosław : Legenda o powstaniu Żółkiewki. Szkoła Podstawowa w Żółkiewce,

5. Oliwia Korchut : Legenda o siostrach bliźniaczkach, które odkryły piękną Siennicę. Szkoła Podstawowa w Siennicy Nadolnej,

6. Maja Kowalczyk : Legenda o białym jednorożcu. Szkoła Podstawowa w Siennicy Różanej.

Prace zauważone

– Laura Olech : Legenda o Błażeju Praczu. Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,

– Rafał Lis : Gorzka legenda, czyli skąd wzięła się nazwa naszej wioski. Szkoła Podstawowa w Gorzkowie,

– Oliwia Stręfner : Niewiarygodna historia. Szkoła Podstawowa nr 1 w Krasnymstawie,

– Mateusz Wentczuk : Ulica Stokowa. Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie,

– Zosia Janowska : Legenda o Krasnymstawie. Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie,

– Oliwia Panas : Legenda Krupego. Szkoła Podstawowa w Krupem.

I nagroda

Michał Manachiewicz

Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie

Legenda o Szczekarzewie, zaklętym jeziorze, czerwonych makach i dzielnym Zawiszy

Dawno, dawno temu nad brzegiem przepięknego i zasobnego w ryby jeziora wznosił się potężny gród Szczekarzew. Mieszkańcy żyli spokojnie, zajmując się handlem i rzemiosłem. Słynęli z gościnności, pracowitości oraz bogactwa. Często miasto było odwiedzane przez kupców z najdalszych zakątków Europy, którzy przyjeżdżali na jarmarki, aby sprzedać swoje towary oraz kupić u miejscowych rzemieślników ich wspaniałe wyroby. Sława grodu rosła, gdyż cudzoziemcy wyolbrzymiali w opowieściach bogactwa mieszczan. Wzbudzało to zazdrość u sąsiadów, którym powodziło się gorzej i którzy nie cieszyli się takim szacunkiem, jak mieszkańcy Szczekarzewa.

Pewnej nocy pod miasto podkradli się Rusini, licząc na bogate łupy wojenne, niewolników lub okup od mieszkańców. Mimo zaskoczenia mieszczanie dzielnie bronili swojego grodu, ale nie mieli żadnych szans w walce z dobrze uzbrojonymi i wyćwiczonymi wojskami ruskimi. Kiedy obrońcy zdali sobie sprawę, że nie uda im się pokonać wrogów, zaczęli martwić się o los matek, żon i dzieci. Modlili się do Boga, prosząc o cudowne ocalenie. Gdy już prawie wszyscy stracili nadzieję, nagle nad jeziorem pojawiła się dziwna mgła. Miała ona kolor czerwony i szybko zbliżała się do miasta. Była tak gęsta, że Rusini musieli zaprzestać ataków, gdyż nic nie widzieli. Mgła szczelnie otoczyła miasto. Zrobiło się cicho. Gdy pierwsze promienie słońca oświetliły gród, okazało się, że nie ma w nim mieszkańców. W jakiś cudowny sposób zniknęli. Tylko na brzegach jeziora pojawiły się maki, które odbijały się w wodzie, nadając jej czerwony kolor . Wrogowie wtargnęli do miasta, zabrali cenne łupy i spalili gród, tak, że ślad po nim nie został.

Mijały lata, wieki i wszyscy już prawie zapomnieli o Szczekarzewie i jego mieszkańcach. Ponieważ nikt nie potrafił wyjaśnić, co wydarzyło się w grodzie, powstało bardzo dużo fantastycznych opowieści o losach zaginionych mieszczan. Chłopi z okolicznych wsi omijali tajemnicze jezioro, którego woda przypominała krew i koło którego nocą słychać było tajemnicze szepty.

Przejeżdżał też tamtędy rycerz Zawisza, który wracał z Rusi. Wiózł on bardzo ważny list od księżniczki Zofii do króla Władysława Jagiełły. Ponieważ mu się spieszyło do Krakowa, postanowił podróżować także nocą. Zatrzymał się tylko na chwilę przy jeziorze, aby napoić konia i się posilić. Gdy usłyszał podejrzany hałas, ukrył się i czekał, co się będzie działo. Nad wodą pojawiła się czerwona mgła, która wszystko zasłoniła. Zza chmury wyszedł księżyc. Nagle zerwał się wiatr, który rozwiał mgłę i oczom rycerza ukazał się fantastyczny widok. Maki zaczęły się kołysać, zrzucać płatki na wodę i przemieniać w cienie ludzi.

Duchy rozmawiały ze sobą. Żaliły się na swój los. Mówiły, że nie zaznają spokoju, dopóki gród nie zostanie odbudowany i dopóki Rusini nie pomodlą się w kościele za spokój ich dusz. Gdy księżyc schował się za chmury, wszystko zniknęło i znów tylko maki kołysały się na wietrze na brzegu jeziora. Zawiszy żal zrobiło się duchów i postanowił wszystko opowiedzieć królowi. Jagiełło z uwagą wysłuchał opowieści rycerza, ale był przekonany, że wiernemu słudze przyśniło się to, gdyż długo podróżował i pewnie ze zmęczenia zasnął.

Kilka tygodni później władca wybrał się na polowanie i dotarł wraz ze swoimi rycerzami nad tajemnicze jezioro, na którego brzegach rosły maki. Przypomniał sobie opowieść Zawiszy, a ponieważ miejsce mu się spodobało, postanowił tu wybudować gród. I znów stanęło potężne miasto na wzgórzu, którego mury odbijały się w wodzie jeziora. Tam też po raz pierwszy Władysław Jagiełło miał się spotkać ze swoją narzeczoną księżniczką ruską Zofią. Towarzyszył jej rycerz Zawisza. Po drodze opowiedział Sońce dzieje Szczekarzewa i to, co widział i słyszał nocą, kiedy wracał z poselstwem z Rusi. Księżniczce legenda bardzo się spodobała. Gdy tylko przekroczyła bramy grodu, poprosiła Jagiełłę, aby udali się do kościoła, bo chce spłacić dług, jaki ma jej naród wobec mieszkańców Szczekarzewa. Zaczęła modlić się w świątyni. Nagle zerwał się wiatr i nad jeziorem pojawiła się czerwona mgła. Wszyscy usłyszeli tajemnicze szepty: „ Przebaczamy wam”. Gdy mgła opadła, całe jezioro pokryte było płatkami maków. Księżniczka wpadła w zachwyt i wypowiedziała słowa: „ Jaki to krasny staw”. Na pamiątkę tego wydarzenia król Władysław Jagiełło nazwał gród Krasnystaw.

II nagroda

Weronika Kaczor

Szkoła Podstawowa w Surhowie

Legenda o skarbie Kościuszki

Wjeżdżając do Surhowa, malowniczej wsi nad rzeką Wojsławianką zobaczymy, wznoszący się na górce piękny, klasycystyczny kościół z prowadzącymi do niego wysokimi schodami.

Legenda mówi, a słyszałam ją od mojej prababci, że w kościele tym dawno temu, kiedy był  jeszcze drewniany, odpoczywał i modlił się Tadeusz Kościuszko. Natomiast w podziemnych korytarzach, znajdujących się pod kościołem  Kościuszko ukrył kosztowności zdobyte po stoczonej walce z wojskiem rosyjskim. Na pamiątkę pobytu  Tadeusza Kościuszki w Surhowie miejscowa ludność postanowiła usypać kopiec przy rozstaju dróg Krasnystaw – Kraśniczyn — Surhów – Łukaszówka, skąd mogli go widzieć wszyscy przejeżdżający. Na szczycie kopca stał krzyż, który przetrwał do dziś.

Pewnego dnia kościelny odkrył tajemnicze lochy. W niedzielę, idąc do zakrystii przewrócił się, ponieważ ministranci chcieli mu zrobić kawał i zwinęli dywan leżący na podłodze. Gdy kościelny potknął się, oderwał  deskę, zakrywającą uchwyt w podłodze. Natychmiast o odkryciu powiadomił miejscowego proboszcza ks. Józefa Gumienniczka. Po podniesieniu włazu ukazały się tajemnicze schody. Kościelny wraz z księdzem zeszli w dół w głąb lochów. Gdy znaleźli się na samym ich końcu, ich oczom ukazała się krypta oraz dwie duże skrzynie. Na krypcie było napisane : Tu znajduje się własność Tadeusza Kościuszki, który w roku 1792 przebywał w Surhowie. Skrzynie, aż po brzegi wypełnione były kosztownościami zdobytymi przez Kościuszkę podczas walki z Rosjanami. Nad skarbem, jak mówi legenda, czuwa duch Kościuszki, gdyż odjeżdżając rzekomo powiedział: „Ten, kto odnajdzie mój skarb zginie”. Ksiądz, bojąc się ducha Kościuszki, postanowił oddać mu jego własność. Nocą nikomu nic nie mówiąc razem z kościelnym zakopali skarb pod jego kopcem. Do dnia dzisiejszego nie wiadomo, czemu Kościuszko swój łup wojenny zostawił akurat w Surhowie, być może musiał szybko uciekać przed wrogiem, a skrzynie były zbyt ciężkie ?.

W 1917 r. kopiec został odnowiony w 100 rocznicę śmierci Tadeusza Kościuszki. W 1984 r. przeprowadzono gruntowną rekonstrukcję kopca i obecnie ma on kształt owalny. Cały obiekt otoczony jest metalowym ogrodzeniem. Na szczycie nadal stoi krzyż, a na zboczu jest kamienna płyta z napisem: ODNOWIONY KOPIEC KOŚCIUSZKI 1984 R. PAMIĘCI NARODU- ZA WOLNOŚĆ I LUD. Skrzynie ze skarbem prawdopodobnie zakopano po prawej stronie kopca. Ks. Edward Jeńczuk zasypał wejście do lochów. A co do skrzyni ze skarbem to chyba jeszcze nikt jej nie znalazł, duch Kościuszki nie pozwoli, aby jego własność trafiła w cudze ręce. Legenda o kopcu i ukrytym tam skarbie krąży do dziś, a mieszkańcy wsi i okolic nadal przekazują ją sobie z ust do ust.

III nagroda

Paulina Banasiak

Szkoła Podstawowa w Gorzkowie

Legenda o Borowie

Dawno temu, za czasów panowania króla Jagiełły, w krainie bez nazwy, otoczonej ze wszystkich stron gęstymi, dzikimi i pięknymi borami ludzie żyli zgodne ze sobą ale byli też bardzo nieszczęśliwi z prostego powodu – NIE ZNALI NAZWY miejsca, w którym mieszkają i które bardzo kochają.

Pewnego słonecznego dnia w owe okolice przybył młody, bogaty szlachcic – myśliwy, którego przyprowadziły tu malownicze krajobrazy i licznie występująca zwierzyna. Zbliżając się do wioski, spostrzegł kobietę przyczepiająca do największego drzewa, które rosło na początku osady, tabliczkę z napisem : WIOSKA BEZ NAZWY.

Szlachcic natychmiast podbiegł do niej i zapytał :  Kobieto co robicie, przecie ta wioska musi się jakoś nazywać !

Kobieta, jako że pracowała kiedyś we dworze wiedziała, jak się zachować. Ukłoniła się aż do ziemi i odpowiedziała : Panie chciała ja bym wiedzieć, jak wioska się nazywa, ale nie wiem. Wszystko to dlatego, że nasz drogi pan zmarł, przed ogłoszeniem nowej nazwy, nikomu uprzednio jej nie zdradzając. A że nie miał potomstwa, to wioska została bez nazwy i bez pana, a nikt nie chce zaopiekować się nami, bo te gęstwiny i zwierzyna wszystkich przerażają. I tak biedni czujemy się, jakoby nas nie było. Szlachcic zasmucił się, bo nie wiedział jak może pomóc. Zapytał kobietę o gościnę, a ta ochoczo go zaprosiła.

Wieczorem, gdy zasiadł z mieszkańcami wioski bez nazwy do wspólnego biesiadowania przy ognisku, poczuł, że są to przyjacielscy, życzliwi, aczkolwiek smutni ludzie. Odnosili się do niego i do siebie z szacunkiem. Obdarowali go zaufaniem oraz opowieściami i historiami ich osady i życia. Szlachcicowi na to wszystko zapłakało serce i sam nie wiedząc dlaczego, nagle wstał i powiedział : Tej wiosce potrzebny jest nowy gospodarz! I to ja mogę nim zostać, bo jestem ze szlacheckiego rodu !

W tym momencie umilkł gwar i wszyscy zwrócili pełne nadziei oczy ku niemu.

-To byłoby spełnieniem naszych modlitw !  Ale pierw zobacz panie nasze lasy, co byś był pewien swojej decyzji !

Młody szlachcic podziękował wszystkim i udał się na spoczynek, a skoro świt wyruszył do najgęstszego lasu.

Mijały dni i noce, ale on nie wracał. Wszyscy znów popadli w smutek i zebrali się, aby minutą ciszy uczcić „śmierć następcy tronu”. W chwili największego płaczu niespodziewanie spośród drzew wynurzył się na koniu szlachcic. Bez słowa zeskoczył z grzbietu zwierzęcia, stanął wyprostowany niczym król i nagle krzyknął :To cudowna kraina! Jak wiele to borów !!! Jestem pewien! Zostaję z wami dobrzy ludzie!!

Nagle ktoś z tłumu krzyknął : A jak nazywać się będzie nasza wioska?!

Młody szlachcic szeptał przez chwilę coś pod nosem, aż w końcu wyjąkał :Bbbb… Boo… Borrr… BORÓW!!! BORÓW!!!!!

I TAK BEZIMIENNA WIOSKA DOSTAŁA NAZWĘ BORÓW, KTÓRA TO PRZYJĘŁA SIĘ I FUNKCJONYJE DO DZIŚ…

4 nagroda

Mateusz Kowalski

Szkoła Podstawowa nr 1 w Krasnymstawie

Tajemnica Krasnegostawu

Nad rzeką Wieprz, płynącą przez miasto zwane Szczekarzewem, stał murowany zamek. Dogodne położenie miasta, niemal w centrum ogromnego państwa polsko-litewskiego, na szlaku handlowym ze Śląska i Wielkopolski, miało pozytywny wpływ na jego rozwój. Egzystencja mieszkańców była spokojna i szczęśliwa.

Władca dbał o swoich poddanych, a mieszkańcy kochali go całym sercem. Wychowywał on po śmierci królowej dwóch synów, których inteligencja i dobroć była znana na całą okolicę. Król jednak czuł się samotny, więc postanowił ożenić się po raz drugi. W rok po ślubię urodziła mu się córeczka Zosia. Nowa królowa była bardzo zazdrosna o synów męża. Ciągle strofowała i ganiła chłopców. On jednak bardzo kochał swoją żonę i nie widział tego, jak jest okrutna i zła.

Zofia rosła, stała się śliczną i mądrą dziewczynką. Bardzo kochała swoich braci, miło spędzała czas na wspólnych zabawach. Biegała z nimi często nad rzekę czy okoliczny staw, aby rozmawiać z rybakami i słuchać ich pięknych, niesamowitych historii przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Królowa postanowiła zdobyć władzę dla swojej córki i pozbyć się synów władcy. W tajemnicy udała się do starej kobiety, mieszkającej w lesie, której zła moc znana była w okolicy. Poprosiła ją o pomoc, oferując w zamian złoto. Wiedźma postanowiła spełnić jej życzenie. Gdy chłopcy bawili się nad stawem, przebrana za rybaka, wrzuciła chłopców do wody, wypowiedziała zaklęcie i zamieniła ich w dwa złote karpie, by nigdy nie mogli opowiedzieć o tym, co zrobiła.

Dziewczynka nie wiedziała, co stało się z jej braćmi, więc ciągle płakała. Władca postanowił odnaleźć synów. Cały dwór i miasto włączyło się w poszukiwania. Sprawdzili całą okolicę, odległe lasy. Rybacy patrzyli w wodę mając nadzieję, że chłopców nie porwał nurt rzeki. Nikt nic nie widział i nie słyszał, chłopcy zaginęli bez śladu. Jedynie stara kobieta znała prawdę. Wiedziała też, że czar z chłopców może zdjąć tylko osoba o czystym i dobrym sercu, która naprawdę ich kocha. Całe miasto pogrążyło się w smutku i cierpieniu.

Zosia bardzo tęskniła, często przychodziła nad staw, słuchała dźwięku rechoczących żab i patrzyła na lśniącą złotem wodę. Przez chwilę nawet zastanawiała się, co spowodowało, że staw lśni. Miejsce to przypominało jej kochanych braci. Płakała, a łzy spadały na ziemię. Z każdym dniem wokół stawu pojawiało się coraz więcej pięknych kwiatów. Przechodzący ludzie zachwycali się urokiem tego miejsca. „Jaki krasny staw!” – wykrzykiwali. Po okolicy rozeszły się pogłoski, że w stawie pływają dwa złote karpie, każdy z nich z koroną na głowie. Starsi ludzie zaczęli podejrzewać, że mogą to być dzieci króla, które dawno zaginęły w niewiadomych okolicznościach. Znali oni wiele historii, które opowiadały o przemianach ludzi w ptaki, zwierzęta, ryby. Znali też starą wiedźmę z lasu, jednak bali się tej kobiety i trzymali się od niej z daleka.

Pewnego dnia dziewczynka, idąc nad staw, usłyszała rozmawiających ludzi. Zaczęła się zastanawiać, czy to możliwe, że tyle razy była tam, a nie zauważyła złotych karpi. Tym razem, stojąc nad stawem, nachyliła się, a łzy z jej twarzy wpadły do wody. Rozpacz Zosi była wielka. Miłość nie pozwoliła jej zapomnieć o braciach. Nagle woda wyrzuciła na brzeg stawu dwie postacie. Dziewczynka zaniemówiła, jednak po chwili na jej twarzy pojawiła się wielka radość. Poznała chłopców i przytuliła się do nich mocno, bojąc się, że to tylko sen. Jednak oni nadal przy niej stali. Nic nie pamiętali. Zachowywali się tak, jakby zawsze byli tu z dziewczynką, jakby ich zabawa nad stawem właśnie trwała. Pobiegli razem do zamku. Radości, jaka zapanowała na dworze nie da się opisać. Nigdy nikt nie dowiedział się o tym, jak chłopcy zostali przemienieni. Nikt nie dowiedział się, co sprawiło, że zostali odczarowani. Królowa widząc córkę taką szczęśliwą, bardzo żałowała swojego czynu.

To niezwykłe wydarzenie sprawiło, że miasto nazwano Krasnymstawem, a herbem owej miejscowości została para złotych karpi.

5 nagroda

Ilona Surowiecka

Szkoła Podstawowa w Chłaniowie

Legenda o Chłaniowie

Dawno, dawno temu, za czasów naszych praprapradziadów, kiedy w okolicy mało jeszcze było osad ludzkich, za to cały teren był puszczą i bagnami, miało miejsce niezwykłe wydarzenie.

Z wyprawy wojennej wracała drużyna Sławoja. Dookoła szumiała ogromna knieja, w której było słychać odgłosy dzikiej zwierzyny. Koło osady płynęła rzeka, bogata w ryby słodkowodne. W nadrzecznych gąszczach gnieździło się dzikie ptactwo. Drużyna Sławoja była już zmęczona długą wędrówką po bezdrożach, bagnach i piaskach. Rozłożono obóz pod wielkim dębem, wreszcie znaleźli dobre miejsce na odpoczynek. Byli spokojni, że nikt na nich nie napadnie, bo z jednej strony były bagna i rzeka, z drugiej ogromny las.

Miejsce przypadło im do gustu, łatwo można było zdobyć pożywienie. W rzece było mnóstwo ryb, zaś las był pełen zwierzyny. Postanowili pozostać dłużej, wyleczyć rany i odpocząć po trudach wojny. Przez siedem dni nabrali już sił do dalszej drogi, ale ciągle było im żal opuszczać to urocze miejsce.

Niespodziewanie do ich uszu dotarły dziwne odgłosy. Okazało się, że w pobliżu możny hrabia organizował polowanie. W pogoni za zwierzyną myśliwi rozproszyli się. Od orszaku odłączyła się młoda hrabina Zofia, również biorąca udział w polowaniu. Wydawało się, że nie potrafiła albo nie chciała odnaleźć drogi powrotnej ani też reszty myśliwych, którzy zresztą właśnie organizowali poszukiwania zaginionej. Czas upływał nieubłaganie i zaczęło się zmierzchać, koń spłoszony przez wilki, których w okolicy było mnóstwo, poniósł młodą panią w stronę bagien.

Krzyki przerażonej kobiety usłyszał mężny Sławoj, który zrozumiał, że ona boi się i ucieka przed kimś. Razem ze swymi kompanami ruszył jej na ratunek. Hrabinie cudem udało się wydostać z topieliska na brzeg, tu jednak czekały na nią wygłodniałe wilki. Przerażona zaczęła się modlić, prosząc Boga o ocalenie życia.

Wtem oczom wszystkich ukazał się okrutny hrabia, rzucający się jej śladem i krzyczący z okrucieństwem: „Niech cię piekło pochłonie! Bądź przeklęta!”. W tym momencie Sławoj już wydobywał przerażoną Zofię z bagna na suchy ląd. Modlitwy jej zostały wysłuchane.

Mąż kobiety zawył okrutnie i jego przestraszony rumak rzucił się na oślep w mokradła, gdzie utonął. Bagna pochłonęły go, zniknął w odmętach, które ku zdziwieniu wszystkich zasnuła gęsta mgła.

Hrabina była uratowana od śmierci i uwolniona od męża okrutnika, którego spotkała zasłużona kara. W podzięce za uratowanie życia Zofia postanowiła na pobliskim pagórku wybudować kościół, który stoi do dziś. Osadzie zaś, gdzie bagno pochłonęło zło, nadała nazwę Chłaniów, która przetrwała do obecnych czasów.

Czasami i dziś wczesnym rankiem, gdy słońce wstaje, można zobaczyć snującą się na bagnach gęstą mgłę. Wierzcie lub nie, jednak najstarsi twierdzą, że to oddech okrutnego hrabiego …

Wyróżnienie

Igor Wrzeszcz

Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie

Nawiedzone Wzgórze

Na obrzeżach Krasnegostawu, w okolicy ulicy Kickiego, jest wysokie wzniesienie zwane Nawiedzonym Wzgórzem. Starzy ludzie opowiadają, że w pobliżu tego miejsca mieszkał właściciel tych ziem, nazywany Czarnym Panem.

Był to zamożny i skąpy człowiek. Nienawidził ludzi i ciągle miał zatargi z sąsiadami. Obawiał się, że ktoś zagarnie jego majątek. Nigdy nie ożenił się, ponieważ myśl o tym, że miałby się z kimś podzielić swoim dobytkiem, była dla niego nie do zniesienia. Często objeżdżał na czarnym koniu swoje włości, aby sprawdzić czy nikt nie wdarł się na jego tereny. Ludzie często złośliwie wchodzili na jego ziemie i wyrządzali szkody.

Pewnego razu posłaniec króla Augusta Poniatowskiego, zmierzający do Rosji, zabłądził tu nocą. Znalazł się na wzgórzu. Zobaczył rosnącą jabłoń i zerwał kilka jabłek, aby się posilić, tym czasie przejeżdżał Czarny Pan. Gdy zobaczył intruza, wyjął bicz i chciał go przepędzić. Ten przestraszony, uciekając spadł ze wzgórza wprost pod kopyta pędzących gościńcem koni. Zwierzęta stratowały posłańca. Człowiek ów w wyniku odniesionych obrażeń zmarł w olbrzymich męczarniach. Kiedy o tym wydarzeniu dowiedział się kasztelan chełmski Wojciech Paletyła, postanowił Czarnemu Panu wymierzyć sprawiedliwość. Skazał go na śmierć przez powieszenie. Wyrok miał być wykonany na górze, z której spadł posłaniec.

Nadszedł dzień egzekucji. Na miejsce przywieziono skazańca w asyście strażników. Całe wzgórze wypełniły tłumy gapiów, którzy przyszli, żeby zobaczyć śmierć znienawidzonego sąsiada. Na jabłoni powieszono sznur. Skazanego posadzono na karym koniu. Skrępowano mu dłonie, aby nie mógł uciec. Wyrok miał być wykonany w ten sposób, że złoczyńca miał siedzieć na swoim koniu z założonym stryczkiem na szyi. Kiedy wykonujący wyrok uderzy konia biczem, lina zerwie się i Czarny Pan niesiony przez rozpędzonego konia spadnie ze wzgórza.

Wszystko przebiegło zgodnie z planem i skazaniec skończył swój żywot tak jak jego ofiara. Zgromadzeni ludzie odetchnęli z ulgą. Cieszyli się, że sprawiedliwość dosięgła złego i zaślepionego własnym bogactwem człowieka.

Do dziś wśród mieszkańców ulicy Kickiego krąży legenda o Nawiedzonym Wzgórzu i Czarnym Panu, który nocą przemierza tamte tereny na swoim koniu.

Kilku świadków, gdy zobaczyło zjawę miało dziwne uczucie, jakby ktoś nakazywał im iść w stronę stromego zbocza i skoczyć w przepaść. Zdarzały się przypadki, że niektórzy spadali z Nawiedzonego Wzgórza z niewiadomych przyczyn .

Wyróżnienie

Marta Marczewska

Szkoła Podstawowa nr 5 w Krasnymstawie

Legenda o kościele św. Franciszka Ksawerego w Krasnymstawie

Chciałabym opowiedzieć wam, jak powstał kościół p.w. św. Franciszka Ksawerego w Krasnymstawie. Tę legendę  opowiedziała mi moja babcia. Mojej babci jej babcia. I tak z pokolenia na pokolenie została przekazywana ta opowieść.

Pewnego kwietniowego poranka, do Krasnegostawu przyjechał ważny gość. Był to król Polski, Władysław Jagiełło, który zawitał tu, by odpocząć po długiej chorobie. Bardzo podobało mu się miejsce, jednak brakowało dużego kościoła, gdzie mógłby oddawać się modlitwie.  Po bardzo długich namysłach, postanowił ufundować dom modlitwy dla gościnnego  miasta. W tym celu wysłał list do papieża z prośbą o pozwolenie na budowę świątyni. Papież po dwóch tygodniach  przesłał dokument pozwalający na wzniesienie kościoła. Władca zatrudnił znakomitego architekta, Jana Delamarsa, który przyjechał z bardzo daleka. Długo zastanawiano się nad miejscem budowy. W końcu wybrano wzgórze nad brzegiem rzeki. Zastanawiano się również nad materiałem, z którego ma powstać budowla. Zorganizowano nawet głosowanie w tej sprawie. Większość mieszkańców opowiedziała się za drewnianym kościołem. Wycięto więc wiele dorodnych dębowych drzew na potrzeby budowy.

Dnia 15 sierpnia przyjechał biskup, aby wmurować kamień węgielny. Przy budowie świątyni ciężko pracowało wielu ochotników. Mieszkańcy cieszyli się, że mogą pomóc w jej budowie. Trwało to pięć lat. Po tym czasie powstał okazały Dom Boży. Obok stała drewniana dzwonnica. We wnętrzu kościoła umieszczono pięć figur zwanych Orszakiem Pięciu Panien. W centrum znajdowało się drewniane tabernakulum, zdobione delikatną płaskorzeźbą. Na ścianach wisiały liczne obrazy : św. Jana Chrzciciela, wszystkich apostołów, Franciszka Ksawerego oraz Maryi z Dzieciątkiem Jezus.

Biskup wraz z królem poświęcili kościół. Wszyscy mieszkańcy byli na tej ważnej uroczystości. Do świątyni sprowadzono trzech księży. Krasnostawianie byli zadowoleni z nowej świątyni. Rodziny bardzo chętnie chodziły na nabożeństwa i Msze Święte.

Rok później przyjechał pewien podejrzany wędrowiec. Zamieszkał przez trzy dni w karczmie, po czym zniknął.  Po jego wyjeździe w gospodzie wybuchł pożar, a że była ona niedaleko kościoła, ogień go strawił. W trakcie pożaru jeden z księży obudził się i poczuł dym. Kiedy zorientował się co się dzieje, postawił na nogi sąsiadów.

Po pewnym czasie do gaszenia ognia zjawili się wszyscy mieszkańcy. Każdy miał ze sobą wiadro wody. Ugaszono pożar,  ale niestety już za późno. Wszyscy bardzo się martwili, że nie udało się im uratować kościoła. W zgliszczach odnaleziono nienaruszony obraz Franciszka Ksawerego. Nic oprócz niego nie zostało. Wszyscy bardzo się smucili, że stracili swój kościół. Rada Miasta szukała winowajców. Jednak na próżno. Po tajemniczym gościu słuch zaginął. Rajcy wysłali do króla delegację z prośbą o pomoc w odbudowie.

Król zmartwiony tym wydarzeniem, postanowił, że odbuduje kościół. Tym razem zdecydował się na murowany. Wznoszenie nowej świątyni trwało dwadzieścia lat. Oprócz króla było wielu fundatorów. Podczas poświęcenia mieszkańcy przynieśli biskupowi cudownie ocalały obraz świętego Franciszka Ksawerego i umieszczono go w ołtarzu głównym. Kościół od tej pory jest pod wezwaniem świętego Franciszka Ksawerego.

Wyróżnienie

Michał Łukaszuk

Szkoła Podstawowa w Gorzkowie

Legenda o Wiśniowie

Dawno temu, w niewielkiej wiosce żył bogaty kupiec Maciej. Pomimo swego bogactwa i dostatku był bardzo nieszczęśliwym człowiekiem. Jego jedyna córka Roksana ciężko chorowała. Kupiec nie szczędził pieniędzy na lekarzy. Sprowadzał dla niej z najdalszych zakątków świata najlepsze lekarstwa, lecz nic nie pomagało jego ukochanej córce.

Pewnego razu wracając z dalekiej podróży ów kupiec napotkał na swej drodze staruszkę, która poprosiła go o kromkę chleba. Maciej był dobrym i życzliwym człowiekiem, nie odmówił kobiecie i podzielił się z nią jedzeniem. Staruszka widząc smutek na jego twarzy zapytała, czym się tak martwi. Stroskany podróżnik opowiedział jej o swej ciężko chorej córce i o braku nadziei na jej uzdrowienie. Kobiecie żal zrobiło się Macieja i w podzięce za jego dobre serce podarowała mu małe zawiniątko, w którym znajdowała się sadzonka jakiejś rośliny. Staruszka powiedziała kupcowi, że roślina ta na pewno pomoże jego bardzo chorej córce. Kupiec podziękował kobiecie i zapytał, w jaki sposób ta mała roślinka może uzdrowić Roksanę ? A ona powiedziała mu, że ta sadzonka to drzewko wiśni i żeby jak najszybciej wracał do domu i posadził roślinę w najsłoneczniejszym miejscu w grodzie. A gdy drzewko zacznie owocować, musi szybko zerwać jego owoce i nakarmić nimi swoją córkę.

Zmęczony,  ale pełen nadziei, wrócił niebawem do domu i zrobił wszystko – tak jak mu nakazała napotkana kobieta. Po kilku dniach z małej roślinki wyrosło duże drzewko, a na jego gałązkach pojawiły się pąki białych kwiatów. Następnego dnia kwiaty przekwitły, a na ich miejscu pojawiły się czerwone owoce. Uradowany ojciec zerwał je tak szybko jak tylko mógł i nakarmił nimi swoją córeczkę. Po zjedzeniu zaledwie kilku wiśni Roksana odzyskała siły i wróciła do zdrowia.

Szczęśliwy Maciej postanowił posadzić w całej wiosce jak najwięcej takich wiśniowych drzewek, po to, aby wszyscy mieszkańcy mogli do woli zrywać owoce i cieszyć się ich uzdrawiającymi właściwościami.

Na pamiątkę tych wydarzeń, wioskę, w której mieszkała Roksana ze swym ojcem, nazwano Wiśniów.

Wyróżnienie

Agnieszka Mirosław

Szkoła Podstawowa w Żółkiewce

Legenda o powstaniu Żółkiewki

Dawno, dawno temu – prawdopodobnie jeszcze za życia króla Władysława Jagiełły – za górami i lasami na malowniczym terenie Lubelszczyzny rosły piękne lasy: liściaste, iglaste i mieszane. Od dominujących w nich gatunków drzew lub roślin nazwę posiadają niektóre wsie powiatu krasnostawskiego przyległe do Żółkiewki, np. Dąbie, Olchowiec, Borów, Czysta Dębina, Lipie, Makowiska. Lasy od najdawniejszych czasów były karczowane dla powiększania powierzchni pół uprawnych. Wśród nich ukrywały się tereny będące własnością Jakuba, który słynął ze zdolności zielarskich. Jego rodzina zajmowała się zbieraniem ziół z łąk, pastwisk i polan leśnych. Wszyscy okoliczni mieszkańcy, zarówno biedni chłopi, jak i bogaci magnaci bardzo często udawali się do Jakuba z prośbą o pomoc dla siebie lub chorych krewnych. Jakub, chociaż biedny nigdy za ofiarowaną pomoc nie żądał zapłaty. Wdzięczny był za wszystko, co ludzie w zamian mogli mu ofiarować: jedzenie, ubrania, a nawet dobre słowo. Proszących o pomoc zawsze dziwiło otoczenie zagrody Jakuba. Począwszy od wczesnej wiosny, a skończywszy na późnej jesieni wokół rosło wiele żółtych kwiatów oraz różnorodnych ziół. Były to między innymi pierwiosnki, kaczeńce, jaskry, mlecze, lucerna, lnica pospolita, dziewanna, podbiał, krwawnik, dziurawiec oraz wiele innych złocistych ozdób łąk, polan, których nazwy znał tylko Jakub. Wieść o słynnym zielarzu szybko dotarła na dwór króla, którego żona była bardzo chora. Władca nie żałował do tej pory czasu i kosztowności na wynagrodzenie dla nadwornych lekarzy. Na wieść o nowej szansie król wysłał posłańców po Jakuba. Jakież było jego zdziwienie, gdy poddani wrócili sami. Przekazali słowa Jakuba : „Każę królowi przyjechać z białogłową, a postaram się pomóc ze wszystkich sił swoich.” Władca był bardzo zagniewany z powodu nieposłuszeństwa poddanego, ale dla swej kochanej żony gotów był zrobić wszystko. Było lato. Król dołożył starań, aby droga była dla jego ukochanej jak najmniej męcząca. Wybrał najwygodniejszą karetę i najszybsze konie. W czasie drogi królowa smutno patrzyła na otaczające złociste łany zbóż. Jakież było jej zdziwienie, gdy ujrzała biedną zagrodę Jakuba tonącą w otchłani żółtych kwiatów. Królowa wypowiedziała tylko dwa słowa : „żółte kwiaty”, a następnie zemdlała. Król już miał rozkazać ukaranie chłostą właściciela biednej zagrody za wszystkie niedogodności jazdy, gdy ogarnęła go niemoc wypowiedzenia słów na widok Jakuba. Chłop spojrzał na królową, podał garść ziół, omówił sposób ich parzenia i dawkowania. Władca podziękował i odjechał. Jakież było jego zdziwienie, gdy królowa zaczęła dochodzić do zdrowia. W podziękowaniu podarował Jakubowi rozległe ziemie na Lubelszczyźnie, a jego samego nazwał Jakubem z Żółkwi ( od żółtych kwiatów). Jakub o ziemię i poddanych bardzo dbał, a jego dobra szybko pomnażały się. Potomkowie Jakuba : Mikołaj i Stanisław byli bardzo przywiązani do piękna tej malowniczej miejscowości. Po nabyciu przez Mikołaja posiadłości pod Lwowem jego syn Stanisław oraz wnuk Stanisław pobudowali piękne, warowne miasto, które przez sentyment do nazwy „gniazda rodowego” nazwali również Żółkwią. Dla ich odróżnienia używano nazw : stara Żółkiew i nowa Żółkiew. Posiadłość koło Lwowa wielkością i przepychem szybko przerosła rodową miejscowość. Pod koniec XVII wieku Żółkiew na Lubelszczyźnie jako mniejszą Aleksander Żółkiewski określił zdrobniale „Żółkiewką”. W bardzo krótkim czasie ta nazwa się przyjęła i jest stosowana do czasów współczesnych.

Wyróżnienie

Oliwia Korchut

Szkoła Podstawowa w Siennicy Nadolnej

Legenda o siostrach bliźniaczkach, które odkryły piękną Siennicę

Niegdyś bardzo dawno temu w tym samym miejscu, gdzie obecnie znajduje się wieś Siennica Nadolna rozciągały się lasy, pola, łąki i niewielka rzeczka o nazwie Kasjanka.

Dwie siostry bliźniaczki, które miały na imię Julianna i Oliwianna  wędrowały od wioski do wioski. Długo błąkały się po okolicy. Pewnego dnia były już bardzo zmęczone tą ciągłą wędrówką i nie miały siły iść dalej. Znalazły urokliwe miejsce do spoczynku. Był to las otaczający niezwykłą dolinę, gdzie rosły różne gatunki drzew i krzewów, m.in. świerki, wysokie sosny i wielkie dęby. Siostry wiedziały, że to niebezpieczne, ponieważ były całkiem same z dala od rodziców, którzy zostali w odległym o ponad 3 kilometry miejscu w siedzibie Zamku w Krupem, gdzie z kolei Biała Dama, znana na całą okolicę, straszyła wszystkich mieszkańców. Postanowiły jednak przenocować w miejscu odległym od ludzi w lesie na dole nad rzeką Kasjanką. Była to dość mała, powoli płynąca rzeczka, bogata w wiele gatunków ryb, porośnięta tatarakiem, szuwarami i jeżogłówką. Wśród zarośli ukrywało się wiele zwierząt. Julianna i Oliwianna znalazły piękne miejsce, gdzie z gałęzi znalezionych w lesie rozpaliły ognisko, aby się ogrzać i mieć wokół siebie trochę światła. Wiele czasu poświęciły na to, by zebrać więcej gałązek na ognisko, aby ogień tlił się do samego rana, kiedy nastanie nowy dzień. Wtem z wody wyłoniła się piękna postać. Była to Królowa Sienniczka o długich blond włosach i wielkich niebieskich oczach wpatrzonych w siostry. Suknia jej była pokryta trzciną i ozdobiona białymi liliami wodnymi. Na głowie miała lśniącą koronę z kryształków cukru, które mieniły się oświetlone księżycem i gwiazdami oraz ogniem z palącego się ogniska. Nagle postać ta rzekła:

– Nie bójcie się dziewczynki ! Trafiłyście w dobre miejsce. Jesteście jakby w czepku urodzone.

– Bardzo się boimy być tu same. Dlaczego tak mówisz dobra Królowo ? – powiedziała jedna z bliźniczek.

– Ja wam pomogę. Wyobraźcie sobie, że w rzece Kasjance, gdzie mieszkam znajdują się wielkie złoża cukru. Możecie sprawić, że niejedna biedniejsza rodzina może stać się bogata. Pomyślcie dobrze jak to uczynić. – kontynuowała Królowa Sienniczka.

– A poza tym tuż niedaleko znajduje się niewielka drewniana kapliczka, obok której na dole mieszkają Sienniccy Zakonnicy trudniący się wyrabianiem ziół o uzdrawiających mocach – rzekła.

Siostry ze zdumieniem patrzyły na tę piękną postać i do końca nie wierzyły, że mówi prawdę. Ale jednak posłuchały własnego głosu serca i patrząc prosto w jej piękne szczere oczy w końcu się przekonały do jej prawdomówności.

Nazajutrz młode dziewczyny wyruszyły do drewnianej kaplicy znajdującej się na dole przy skrzyżowaniu dróżek, znanej z opowieści Królowej Sienniczki. Mieszkający tu w domkach klasztornych zakonnicy odprawiali nabożeństwa, rozpowszechniali różne metody uprawy wielu roślin biednym ludziom i uprawiali niewielkie pola, gdzie rosły zioła, z których robiono różne leki i napary potrzebne do uzdrawiania ludzi.

Siostry bardzo się zaprzyjaźniły z zakonnikami. Z ciekawością słuchały porad medycznych i spisywały je na pergaminie, tworząc osobiste notatki. Po ratunek dla swojego zdrowia przybywali ludzie młodzi i starzy z odległych miejscowości. Jako dodatek do ziół dostawali też po woreczku kryształków cukru wydobytych z pobliskiej rzeczki Kasjanki.

Wszyscy mówili:

– Ziołowe leki Siennickich Zakonników uzdrowią całą ludność. To są wspaniałe mikstury do picia i na okłady. Próbujcie, a będziecie zdrowi! Tu mieszkają cudowni ludzie, którzy za darmo rozdają kryształki cukru.

Zapach ziół i kwiatów z pól i ogrodów oraz słodki zapach cukru unosił się w powietrzu na całą okolicę. Szybko rozeszła się wieść po kraju o uzdrawiającej mocy ziół Siennickich Zakonników oraz o miejscu na dole, gdzie płynie rzeczka bogata w złoża cukru.

Z dnia na dzień przybywało coraz wielu ludzi do tej słynnej okolicy. Budowano wiele domów, sadzono zioła na polach, łowiono ryby oraz wyławiano kryształki cukru z rzeki Kasjanka. W tej oto rzece niejedna biedniejsza rodzina znalazła pożywienie. Nawet okoliczny las był dla wielu mieszkańców miejscem, gdzie zdobywano pokarm. Polowano tu na zwierzynę, zbierano jagody i grzyby. Wydobywany cukier z rzeki płynącej na dole, był dla wielu mieszkańców źródłem zarobku. Ludzie to piękne miejsce nazwali Siennicą Nadolną.

Obecnie w mojej wiosce nie ma już Siennickich Zakonników, uzdrawiających ludzi ani Królowej Sienniczki. Ale na dole obok pobliskiego lasu płynie nadal rzeka Kasjanka, mieszkają tu bliźniaczki i została zachowana nazwa miejscowości Siennica Nadolna. A na miejscu, gdzie rosły zioła, wybudowano zakład produkujący cukier o nazwie „ Cukrownia Krasnystaw „, sławny na całą Polskę i nie tylko.

Wyróżnienie

Maja Kowalczyk

Szkoła Podstawowa w Siennicy Różanej

Legenda o białym jednorożcu

Dawno, dawno na polanie przy lesie stały dwa domy. Mieszkały w nich siostry Ludmiła i Julia wraz z mężami. Okolica była bezpieczna, pełna zwierzyny i bujnej roślinności. Młodym niczego nie brakowało. Żyli w spokoju i zgodzie, wszystkiego mając pod dostatkiem. Pewnego dnia do  jednego z domów zawitał tajemniczy przybysz. Opowiadał o życiu w dalekich miastach, pełnym niezwykłości, przygód i emocji. Mówił o tajemniczym zwierzęciu zwanym jednorożcem, które jest źródłem szczęścia i bogactwa. Zachęcał młodych do podróży w jego towarzystwie, obiecując przeżycia, jakich w spokojnej okolicy nigdy nie doświadczą. Julia i jej mąż nie dali się skusić namowom wędrowca. Jednak Ludmiła wraz z małżonkiem postanowili opuścić bezpieczną okolicę. Pożegnali się i następnego dnia o świcie wyruszyli w nieznane, zabierając wszystkie kosztowności.

Nie przypuszczali, że już niebawem mieli stać się ofiarami oszustwa. Po kilku dniach wędrówki zatrzymali się na nocleg pod rozłożystą lipą. Gdy obudzili się z rana, okazało się, że ich towarzysz zniknął wraz z dobytkiem i kosztownościami. Zrozumieli, że zostali oszukani. Jednak wstydzili się wracać w rodzinne strony. Bali się drwin i ośmieszenia. Małżonkowie postanowili, że będą wędrować po okolicy, aż znajdą odpowiednie miejsce, aby zbudować dom. Wędrowali kilka dni, ale nic niezwykłego nie przykuło ich uwagi. Zrezygnowani siódmego dnia wędrówki przysiedli przy strumyku, aby odpocząć. Wtedy na skraju polany zobaczyli niezwykłe zwierzę. Swoim wyglądem przypominało konia. Jednak było białe, a na głowie miało złoty róg. Ludmiła przypomniała sobie opowieść przybysza o jednorożcu i jego umiejętnościach. Zrozumiała, że ich poświęcenie zostało nagrodzone i jest to oczekiwany znak.

Na polanie małżonkowie zbudowali swój dom. Jednorożec przyniósł im szczęście. Od tej pory wszystko układało się pomyślnie. Żyli spokojnie i dostatnio, w zdrowiu i radości. Historia o niezwykłym zwierzęciu szybko obiegła okolicę. Z czasem obok ich gospodarstwa powstały nowe zabudowania. Ludzie chętnie przybywali w te strony, zwabieni historią o tajemniczym jednorożcu, który od czasu do czasu pojawia się w okolicy. Stoi dumnie na błękitnym tle nieba i obserwuje z uwagą życie zwykłych ludzi. Wynagradza dobroć, a każe nieuczciwość.

Dziś okolica ta zmieniła się zupełnie. Nie ma już tamtych domów. Zamiast lasów i polany zobaczyć można kwieciste łąki i pola uprawne. Jednak opowieść o niezwykłym białym jednorożcu przetrwała wiele stuleci. Obserwuje on mieszkańców Siennicy Różanej. Jest ich herbem, dobrym duchem chroniącym okolicę.

Prace zauważone

Laura Olech

Szkoła Podstawowa nr 4 w Krasnymstawie

Legenda o Błażeju Praczu

Dawno, dawno temu na malowniczym wzgórzu otoczonym lasami, stawami i rzekami położona była osada ludzka, w której to mieszkał człowiek o imieniu Błażej Pracz. Imię jego wywodziło się z dziwnych upodobań. Nie dość, że prał wszystkie ubrania bardzo często, to mieszkańcy chętnie podrzucali mu swoje brudne rzeczy, a nawet płacili za taką usługę. Innym zainteresowaniem Błażeja było wytwarzane kolorowych barwników z ziół, owoców oraz z czego tylko udało mu się sporządzić farbę. Przygotowane mieszanki często stosował podczas prania ubrań mieszkańców. Osadnikom bardzo się to podobało, gdyż kolory ich odzieży były żywe i pełne blasku. Przez takie nietypowe pranie cała okolica wydawała się radosna, czysta i bardzo tęczowa. Toteż osadę chętnie odwiedzali przejeżdżający nieopodal królowie i kupcy.

Pewnego dnia w lasy przyległe obok miejscowości Błażeja, które obfitowały w różnorodną zwierzynę, wybrał się na polowanie Ludomir Potężny – w tym czasie panujący król. Wysłał on swojego giermka z prośbą, aby mieszkańcy osady przygotowali mu wieczerzę i nocleg. Ludzie bardzo się ucieszyli z wizyty dobrego i mądrego władcy. Zaczęto więc wielkie sprzątanie, aby należycie przyjąć króla. Błażej również poczynił starania o czystość izby i okolicy. Poustawiał balie z praniem i kadzie z farbą. Następnie wykosił tatarak dookoła stawu nad którym stała jego chatka. Pozostały wolny czas poświęcił swoim ulubionym zajęciom, czyli praniu i barwieniu tkanin. Los chciał, że właśnie w tym dniu wynalazł piękny czerwony wręcz purpurowy barwnik, który chciał natychmiast wypróbować. W tym celu poprał pościele i prześcieradła, następnie rozwiesił je wzdłuż uprzednio uporządkowanego stawu.

Król wraz ze swoją świtą nadjechał od strony boru, drogą wiodącą na wzgórze, gdzie znajdowała się malownicza osada. Po drodze mijał pola uprawne i zadbane ogródki przez tutejszych pracowitych ludzi. Najpiękniejsze jednak były stawy, w których hodowano karpie, tołpygi i sandacze. Zachód słońca swoim blaskiem oświetlił tafle wody, w której odbijała się czerwona barwa rozwieszonego prania. Woda owiewana przez delikatny wiatr falowała odcieniami szkarłatu i purpury, zlewała się z czerwienią i pomarańczem zachodzącego słońca.

Ludność wyszła na powitanie monarchy, radośnie wiwatując na jego cześć. Władca zaś zachwycony pięknym widokiem powiedział : „Jaki czerwony piękny staw” oraz zażyczył sobie posiłku z karpi złowionych w tym wyjątkowym zbiorniku wodnym.

Król zadowolony z przyjęcia nadał osadzie miano miasta pod nazwą: Czerwony Staw, a w herbie zostały umieszczone dwa karpie. Nazwa ta przetrwałaby do dziwniejszego dnia, gdyby nie I rozbiór Polski. Miasto Czerwony Staw znalazło się pod zaborem rosyjskim, dlatego też nazwę zmieniono na bardziej rosyjską : Krasnystaw, która jest do dzisiaj.

Rafał Lis

Szkoła Podstawowa w Gorzkowie

Gorzka legenda, czyli   skąd się wzięła nazwa naszej wioski

Jak wieść niesie przed wiekami w małej wiosce, która nie miała nazwy, pewien człowiek otworzył fabrykę czekolady. Starał się, ale kto tylko spróbował tego produktu, krzywił się i mówił : gorzka!

Kiedyś zawitał w te strony król Jan III Sobieski. Gościnni wieśniacy poczęstowali go czekoladą. Król także powiedział, że czekolada jest gorzka, ale i tak bardzo mu smakuje. Postanowił wynagrodzić miłych mieszkańców wioski. Zarządził ,by od tej pory osada nazywała się Gorzków, a właścicieli fabryki odtąd nazywano Gorzkowskimi.

Jan III Sobieski jeszcze nie raz odwiedzał gościnne progi Gorzkowa. Będąc przejazdem w tych stronach zawsze wstępował j by pokrzepić się tabliczką gorzkiej czekolady.

Oliwia Stręfner

Szkoła Podstawowa Nr 1 w Krasnymstawie

Niewiarygodna historia

Dawno temu, kiedy Krasnystaw nie był jeszcze zaznaczony na mapie, nad rzekę Wieprz przywędrowała garstka ludzi, którzy zauroczeni okolicą, postanowili założyć osadę. Żyzne gleby pozwoliły im uprawiać ziemię, liczne łąki i rozlewiska wypasać zwierzęta, a gęste lasy dostarczały nie tylko drewna do budowy domów, ale i dzikiej zwierzyny na mięso i skóry. Swój gród nazwali Szczekarzew.

Mieszkańcy wsławili się w uprawie chmielu, z którego wytwarzano wspaniały trunek. Bardzo chętnie przybywali tam kupcy z różnych stron kraju, oferując swe towary, a dzięki rozwojowi handlu osada powiększała się. Wybudowano również most, aby usprawnić przeprawę na drugi brzeg rzeki. Ich spokój nie trwał jednak długo.

Pewnego dnia na Szczekarzew napadli zbójcy, którzy ograbili wioskę z całego dobytku, domostwa spalili, a mieszkańców pojmali i uprowadzili. Pozostał jedynie mały chłopiec o złotych włosach i czarnych jak węgiel oczkach, którego rodzice zdążyli ukryć. Miał on na imię Staw. Po tej tragedii malec usiadł nad brzegiem rzeki na zgliszczach domu i płakał nad swoim i bliskich losem. Nie wiedział, co ma dalej robić. Niedługo potem nadjechali kupcy. Jedna z kobiet widząc zrozpaczonego, pięknego chłopca, wykrzyknęła: „O mój biedny, krasny Staw”! Wszystkim było żal grodu oraz jego mieszkańców i dlatego też postanowiono ich uratować z rąk oprawców. Szybko zorganizowano oddział ratunkowy i Szczekarzewian uwolniono. Po zwycięstwie wyprawiono wielką ucztę i zabawę, która trwała trzy dni. Piwo lało się beczkami i każdy mógł zasmakować tego napoju, zapominając o złych przeżyciach.

Szczekarzewianie zdecydowali się na odbudowanie miasta, a w podziękowaniu dla kupców nazwali je Krasnystaw. Od tego czasu miejscowość rozwija się i pięknieje. Na pamiątkę tej imprezy do dziś, co roku organizowane jest święto piwa, które nazwano Chmielakami.

Mateusz Wentczuk

Szkoła Podstawowa Nr 5 w Krasnymstawie

Ulica Stokowa

Mieszkam w Krasnymstawie przy ulicy Stokowej. Skąd wzięła się nazwa tej ulicy – posłuchajcie. Dawno temu żył ziemianin o imieniu Teodor. Zajmował się on uprawą roli, hodował zwierzęta. Zbierał także w lasach pszczoły, które się wyroiły i przenosił do swoich uli. Ciężko pracował wraz ze swoją żoną. Urodziła im się córka Jagoda. Była ona prześlicznym dzieckiem i wszyscy ją kochali. Rodzice dbali o nią i nie spuszczali jej z oka.

Pewnego razu przejeżdżał obok domostwa Teodora rycerz na czarnym koniu. Ubrany był w żelazną zbroję, miał włócznię i kołpak na głowie. Kiedy stanął przed domem ziemianina psy zawyły i uciekły w popłochu. Przed dom wybiegła zaciekawiona Jagoda, wówczas rycerz złapał ją, wsadził na konia i galopem odjechał.

Kiedy rodzice wybiegli z domu, znaleźli kartkę, a na niej słowa: „ Jestem władcą przestworzy i zabieram to oto pacholę do swojego zamku”.

Zbolały ojciec wzywał niebiosa, żeby pomogły mu odzyskać ukochaną córkę. Swoje żarliwe modlitwy wznosił bardzo długo. I kiedy już stracił nadzieję pewnego dnia, późnym wieczorem rozpętała się straszliwa burza. Błyskawice rozdzierały niebo, a pod nogami utworzył się lej. W pewnej chwili nad głową ziemianina wzniosła się góra, na której stał zamek z uwięzioną Jagodą. Rozpacz ojca spowodowała, że ziemia się zatrzęsła i zamek się rozpadł się na jego oczach. Gdy pojaśniało niebo z ruin wyszła najukochańsza córka Teodora. Na szczęście nic się jej nie stało, była jedynie tylko trochę przestraszona. Wpadła w ojcowskie ramiona i szlochając opowiedziała o pobycie w niewoli. Szczęśliwy ojciec wrócił z Jagodą do domu, gdzie czekała na nich stęskniona rodzina.

W tym miejscu krajobraz zrobił się nierówny, górzysty, pofałdowany z krętymi ścieżkami. Łzy ojca, które wsiąkły w ziemię utworzyły liczne źródełka z krystaliczna wodą. Do dziś można korzystać z ich dobrodziejstw. Tak więc ojcowska tęsknota sprawiła, że miejsce to nazwano stokami.

Z tego względu trudno jest podjechać do niektórych domów, ale za to przepiękny jest tutaj krajobraz, który dosłownie zapiera dech w piersiach. Z gór rozciągają się widoki na zielone łąki, rzekę Wieprz oraz na panoramę Krasnegostawu.

Zosia Janowska

Szkoła Podstawowa Nr 4 w Krasnymstawie

Legenda o Krasnymstawie

Dawno temu, w XVI wieku w pewnym królestwie przyszły na świat długo oczekiwane dzieci królewskie : dziewczynka i chłopczyk. Radość,  jaka towarzyszyła temu wydarzeniu, przerwała nagle ogromna tragedia. Wspaniała i dobra królowa została w tajemniczych okolicznościach zaczarowana zaklęciem snu stuletniego, a dzieci królewskie zamienione zostały w złote karpie. Była to sprawka złej wiedźmy, która od dawna kochała się w królu i za wszelką cenę chciała zdobyć jego serce.

Król bardzo rozpaczał, płakał dniami i nocami za swoją ukochaną i dziećmi. Postanowił wybudować szklaną trumnę, w której złożył śpiącą małżonkę i ustawił ją obok przepięknego stawu, do którego wpuszczono jego dzieci zamienione w złote rybki.

Wieść o tragedii króla rozniosła się po całym świecie. Wielu mędrców próbowało mu pomóc, jednakże bezskutecznie. Po kilku latach zdarzył się upragniony cud. Przejeżdżający przez królestwo potężny czarnoksiężnik, widząc ogromne cierpienie króla, postanowił mu pomóc i zdjął złe czary. Wiedźmę spotkała zasłużona kara. Czarnoksiężnik zamienił ją w ogromną wronę i uwięził w żelaznej klatce. Odtąd miała jedynie bezsilnie i rozpaczliwie krakać. Następnie odczarował królową ze snu i dzieciom królewskim przywrócił ludzką postać.

Na pamiątkę tego wydarzenia król dekretem królewskim postanowił nadać królestwu nazwę Krasnystaw. Pierwszy człon nazwy „Kra” odnosił się do zwycięstwa nad złą wiedźmą, zamienioną we wronę i jej potwornego krakania. Drugi człon nazwy „sny” nawiązywał do snu królowej, zaś słowo „staw” upamiętniało piękny staw stanowiący schronienie dla dzieci królewskich, kiedy uwięzione były w rybich ciałach. Dwa złote karpie zostały też herbem królestwa. Umieszczono je na błękitnym tle, jeden pod drugim i skierowano w przeciwnych kierunkach.

Oliwia Panas

Szkoła Podstawowa w Krupem

Legenda Krupego

Dawno, dawno temu w niewielkiej wsi mieszkali sobie szczęśliwi ludzie. Wiedli spokojne życie, bez większych trosk i zmartwień. Wielu z nich zajmowało się medycyną. Lubili eksperymentować i szukać lekarstw na różne choroby, w związku z czym nie cierpieli na żadne dolegliwości i byli w większości okazami zdrowia.

W końcu jednak dopadło ich nieszczęście. Na całym świecie zaczęła się rozprzestrzeniać choroba, na którą nikt nie wynalazł dotąd skutecznego lekarstwa. Choroba nie ominęła niestety i tej wioski, która nazywała się po prostu Mała Wieś. Zaatakowała mieszkańców, którzy dotąd nie mieli problemów ze zdrowiem. Lekarze ze wszystkich stron świata próbowali wynaleźć lek zwalczający nieznaną dolegliwość, ale żadnemu z nich się nie udało. W celu odróżnienia tajemniczej zarazy od innych chorób nadali jej nazwę „krup”.

Pewnego dnia mieszkańcy Małej Wsi, znani z zamiłowania do medycznych eksperymentów, postanowili spróbować swojego szczęścia. Zaczęli mieszać różne witaminy: A + B, B + C, C + D, D + E, itp. Łączenie witamin jednak nie skutkowało, więc wpadli na pomysł, aby je rozpuszczać i podawać w postaci napoju. Jedyną, która podziałała, była witamina E. Gdy początkujący medycy to odkryli, uradowani wyleczyli wszystkich zarażonych. Wieść o ich odkryciu obiegła cały świat! Wszędzie rozprawiano o końcu epidemii i mieszkańcach Małej Wsi, którzy za pomocą witaminy E wyleczyli krup. Gdy o wszystkim dowiedział się ówcześnie panujący władca, postanowił, że na pamiątkę tego ważnego wydarzenia Mała Wieś nie będzie już nosiła swojej dotychczasowej nazwy. Od choroby zwanej „krup” oraz witaminy E, która ją zwalczyła, utworzył nazwę „Krupe”. Miejscowość Krupe przetrwała do dziś, a współcześni mieszkańcy wciąż pamiętają o wielkim odkryciu swych przodków.

no images were found

Możliwość komentowania Podsumowanie konkursu „Legendy ziemi krasnostawskiej” została wyłączona